Sprawdź o czym jest tekst piosenki Niezdrowy rozsądek nagranej przez Pustki. Na Groove.pl znajdziesz najdokładniejsze tekstowo tłumaczenia piosenek w polskim Internecie. Wyróżniamy się unikalnymi interpretacjami tekstów, które pozwolą Ci na dokładne zrozumienie przekazu Twoich ulubionych piosenek.
TYLE Z ŻYCIA - Pustki. Wampir - Pustki. SIĘ WYDAWAŁO - Pustki. Rudy Łysek - Pustki. Skomentuj tekst. Pustki: Lugola Komentarze: 0 Pisz jako Go
Tekst piosenki . To była tylko głupia pomyłka, stłuczka rozpędzonych słów jak trudno jest mi z tego wybrnąć, jak brzytwy klamki chwytam się znów ta łamigłówka łamie zęby, ta łamigłówka łamie głos, szukając odpowiedzi na czworo dzielę włos O dwa wyrazy za daleko zamilkła kuchnia, niemy stół nie przerywa ciszy nawet telefon
Sprawiają bowiem, że po osiągnięciu dojrzałości płciowej kobiety są bardziej skłonne popaść w stany przygnębienia. Depresja zdarza się podczas przełomów hormonalnych: tuż przed miesiączką, w okresie poporodowym, przedmenopauzalnym i w menopauzie. Męskie przekwitanie (andropauza) jest mniej intensywne i trwa dłużej.
Weekend z życia - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Reklama. Wykonawcy; TYLE Z ŻYCIA - Pustki
Sprawdź tekst, interpretację i tłumaczenie piosenki + Powiększ. Teledysk piosenki. Tyle z życia Pustki. Miłość i papierosy. 1,6k {{ like_int }}
To kara najgorsza z możliwych jest Gdy cisza wypełnia pokój Niepokój podpowiada źle Zasiane makiem dwa okopy Mój w kuchni, w korytarzu Twój Najskuteczniejszą bronią dotyk Zaatakuj kiedy krzyknę 'stój' Nie odzywamy się To kara najgorsza z możliwych jest Gdy cisza wypełnia pokój Niepokój podpowiada źle
moy5rD6. Data premiery: Safari Po trzech latach przerwy, w marcu 2014 ukazała się nowa, studyjna płyta Pustek pt. „Safari”. Przy nagraniach zespół współpracował z trzema producentami, co zaowocowało oryginalną mieszanką brzmień. Jak sami mówią: „nowa płyta to zawsze wyzwanie, szczególnie dla takiego zespołu jak my, który nie lubi się powtarzać. Jak zwykle chcieliśmy, żeby album był inny niż wszystkie poprzednie. Tyle rzeczy wydarzyło się w międzyczasie, tyle koncertów zagraliśmy, tyle zmieniło się w życiu każdego z nas, rodziny, macierzyństwo, więc zmiany nastąpiły naturalnie. Postanowiliśmy mocniej niż kiedykolwiek postawić na piosenki, siłę melodii i tekstu. Chcieliśmy też grać w inny sposób, inaczej podejść do instrumentów i więcej pracy włożyć w produkcję płyty. Nie mogliśmy zdecydować się na producenta, więc album miksowaliśmy z trzema różnymi osobami.” Album współprodukowali: Eddie Stevens (Moloko, Roisin Murphy, Zero 7), Adam Toczko (Kult, Pogodno) oraz Bartek Dziedzic ( Brodka). Spis utworów: 1. Sie wydawało 2. Wyjeżdżam! 3. Tyle z życia 4. Rudy Łysek 5. Pokój 6. Nie tu 7. Po omacku 8. Wampir 9. Miłość i papierosy 10. Lepiej osobno
Tekst piosenki: Tyle z życia masz ile dasz Tyle z życia masz ile dasz Tyle szczęścia w ile uwierzysz tyle złota ile uniesiesz Tyle sińców ile złości Tyle samo gruchotanych kości Tyle cukru ile goryczy Choć od dziecka wolę słodycze Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Tyle mrozu ile upałów Tylko słońca ciągle za mało Tyle zmierzchów ile świtów Tyle nudy ile przygód Tyle łez ile na trumnie piachu Tyle mordów ile strachów A gdy usłyszysz statki na niebie Siedem razy spluwaj za siebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Powiem to za ciebie Tyle z życia masz ile dasz Tyle z życia masz ile dasz Zapamiętaj moje słowa Zapamiętaj moje słowa
fot. Adobe Stock, – Proszę bardzo, wszystko wytrzepane, ani pyłku na nich nie uświadczysz! – z westchnieniem ulgi zrzuciłem na podłogę w przedpokoju dwa dywany i kilimki ze ścian. – Masz jeszcze coś do zrobienia, bo wiadomości bym sobie obejrzał… Wiktoria obrzuciła mnie niechętnym spojrzeniem i schyliła się po kilimek. – Dzieci przyjeżdżają i wnuki na cały tydzień, już sama nie wiem, w co najpierw ręce włożyć, a ty byś tylko o telewizorze myślał – prychnęła gniewnie. – Dywany rozłóż od razu, a potem to byś mi jeszcze mięso na pasztet zmielił – zarządziła nerwowo. – I może blaszki byś nasmarował. Zabrałem się za robotę Z moją żoną w tym przedświątecznym rozgardiaszu nie było co dyskutować, zwłaszcza że atmosfera rzeczywiście była trochę napięta. Z dalekiej Francji przyjeżdżał do nas na święta syn z rodziną. Zamierzali zostać aż do Nowego Roku. Nie widzieliśmy wnuków już całe 2 lata, poza tym miała to być pierwsza wspólna Wigilia u nas w domu od długiego czasu. No i żona postawiła sobie za punkt honoru naszą przysłowiową, tradycyjną gościnność. Przygotowała takie ilości świątecznego jedzenia, jakby armia głodomorów miała zasiąść przy naszym świątecznym stole. – Ty sprawdź jeszcze dokładnie, kiedy ten ich samolot przylatuje – Wikta wpadła do kuchni po drodze z łazienki do pokoju. – Żebyś się jutro nie spóźnił na lotnisko. – Wszystko mam opanowane, co do minuty, nie martw się – przykręciłem maszynkę do mięsa do blatu stołu i zabrałem się za mielenie. – Spokojnie, żono. – Dobrze ci mówić – sapnęła, odgarniając wierzchem dłoni kosmyk z czoła. – A jak się ten samolot spóźni, to co wtedy zrobisz? – popatrzyła na mnie trochę nieprzytomnym wzrokiem. – No to się spóźni, zaczekam przecież – roześmiałem się. – Ale samoloty się nie spóźniają, teraz wszystko jak w zegarku, nawet pociągi przyjeżdżają o czasie – uśmiechnąłem się, bo nagle coś mi się przypomniało, zdarzenie sprzed lat. – Coś ty taki zadowolony? – spytała Wikta, przyglądając mi się podejrzliwie. A ja zacząłem się śmiać, bo tamta wigilijna noc z początków naszego małżeństwa stanęła mi jak żywa przed oczyma. Jakby to było wczoraj… Od kilku miesięcy mieszkałem na wybrzeżu. Ja, góral z dziada pradziada, przeniosłem się nad morze, bo zakochałem się w córce rybaka. A że ona nie chciała żyć w góralskiej chacie, więc co było robić? Poszedłbym przecież za tą moją długonogą Wiktorią na koniec świata, nie tylko nad to morze! Po ślubie zamieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu, ja znalazłem pracę w stoczni. Ale cniło mi się za moimi wierchami, za góralskimi gęślikami, za naszą muzyką! A gdy spadł śnieg, gdy przypomniałem sobie widok białych, błyszczących szczytów, gdy tu tylko to szare morze aż po horyzont, serce mi się krajało i coraz bardziej tęskniłem za swoimi. Jednak Wikta nie dawała się namówić na przeprowadzkę w moje strony… Miałem nadzieję, że na święta pojedziemy do moich rodziców, że całą, wielką rodziną zasiądziemy przy góralskiej wieczerzy w gościnnym pokoju, pachnącym świerkami, ściętymi w naszym własnym lesie. Moja żona miała jednak inne plany. – To przecież nasze pierwsze wspólne święta, powinniśmy je spędzić w domu – to był jej główny argument. Za nic nie dawała sobie przetłumaczyć, że mój dom jest też tam, na drugim końcu kraju. Dlatego te przedświąteczne dni wcale nie upływały nam w odświętnej, radosnej atmosferze. Miałem jej za złe, że nie rozumiała mojej tęsknoty, że nie zgodziła się pojechać w moje rodzinne strony. Chodziłem zły i nadąsany I wcale nie chciałem jej pomagać w tych wszystkich pracach, zresztą to była babska robota. „Jak chce mieć święta, to niech je sobie sama przygotowuje – myślałem buńczucznie. – Te wszystkie śledzie, zupy rybne, placki, galarety. Sama niech robi!”. A Wikta też uniosła się honorem, harda była, tak jak i ja, więc o nic nie prosiła. W domu nastały ciche dni. 24 grudnia był normalnym dniem pracy. Kiedy koło 15 skończyliśmy robotę, kumple namówili mnie na jednego w knajpie – pod śledzika. A że rybka lubi pływać, było parę setek i kilka piw… Trochę zawiany wróciłem do domu. Wikta aż się cofnęła, gdy wszedłem. – W Wigilię musiałeś się upić?! – popatrzyła na mnie z gniewem. – Skaranie boskie z tobą, chłopie, cały rok nawet piwa się nie napijesz, a dzisiaj cuchnie od ciebie jak z gorzelni! Fuj! O, na takie gadanie to ja nie mogłem sobie pozwolić. Żeby mnie, głowę rodziny obrażano we własnym domu, i to w taki szczególny dzień?! Moja góralska krew, rozcieńczona procentami, zawrzała. – Kto? Ja pijany? – wrzasnąłem. – A co ty, kobieto, za bzdury opowiadasz?! – No pewnie, żeś pijany, przecież czuję – odparła Wiktoria. – I nie awanturuj się w domu, jeszcze w takim dniu. – Ja się awanturuję, ja? – krzyknąłem. – O że ty, babo… – rozwścieczony, urażony w swej dumie, porwałem z pawlacza torbę i otworzyłem szafę. – Jak ty tak mnie traktujesz, to ja wracam do domu. – Do jakiego znowu domu? – załamała ręce Wikta. – No co ty, Wojtek, opowiadasz! – złapała mnie za rękaw, chcąc przytrzymać, ale ja ją odepchnąłem. – Do swojego domu, tego prawdziwego, w moje góry umiłowane – zacząłem wrzucać do torby jakieś swetry i koszule. Nagle poczułem, że jeśli nie zaśpiewam, to chyba pęknę No więc zaśpiewałem: – Pójdźta chłopy do szałasa, któro pikno, bedzie nasa, heeej! – Chyba ci całkiem odbiło w tym pijackim łbie – skomentowała moje występy Wikta i poszła do kuchni. A ja, z czołem dumnie uniesionym do góry, z poczuciem wielkiej krzywdy, jaka mnie właśnie spotkała, opuściłem swój dom. Twierdząc na pożegnanie, że idę precz, skoro mnie nikt tu nie chce. No naprawdę ten śledzik musiał wtedy zaszkodzić moim szarym komórkom. Albo raczej to, w czym pływał. Żona próbowała mnie zatrzymać, prosiła, żebym się opamiętał, że jak wytrzeźwieję, to będę żałować. – I gdzie ty się wybierasz na taką zimę, i to w Wigilię? – zatroskała się. – Na dworzec idę – krzyknąłem jej na odchodnym. – Koleją do domu wrócę! W barze przysiadł się do mnie jakiś kompan Jakoś doczołgałem się na dworzec, sam dzisiaj nie wiem, w jaki sposób, bo przecież miasto było jak wymiecione. W tamtych czasach komunikacja miejska już świętowała, każdy we własnym domu siedział, na kolację wigilijną czekał. A na dworcu też pustki były, ale jakiś nocny pociąg miał jechać na południe właśnie, i to nawet szybko, za pół godziny. Kupiłem bilet i pomyślałem, że w barze zdążę jeszcze strzelić sobie setkę dla kurażu, w końcu daleka droga przede mną. Wypiłem i od razu raźniej mi się na duszy zrobiło. Bo jednak jakoś nieswojo się czułem, w końcu Wigilia była, pierwsze nasze święta, a Wikta tam sama. „Ale co tam, nie będzie mi baba, nawet moja własna, od pijaków wymyślać!” – buntowałem sam siebie w myślach. Wreszcie chwyciłem swój bagaż i już miałem wychodzić na peron, gdy przez megafon kobiecy głos zapowiedział, że z powodu gwałtownych opadów śniegu pociąg ma opóźnienie osiemdziesiąt minut, i że może ono ulec zwiększeniu. Przyszło mi do głowy, że skoro tyle czekania przede mną, można by jeszcze jedną setkę sobie strzelić. W końcu zima i mróz, dla rozgrzewki to nawet wskazane. Zaraz dosiadł się do mnie jakiś kompan, który też jechał na południe do rodziny na święta. I jakoś nam wspólnie to czekanie całkiem przyjemnie mijało… Jednak po pewnym czasie okazało się, że opóźnienie naszego pociągu zwiększyło się o kolejne półtorej godziny. A potem jeszcze o godzinę. Około północy pociąg miał już opóźnienia prawie 300 minut. I raczej nie było zbyt dużej szansy, że w ogóle dojadę na święta do rodzinnego domu, że zdążę na czas. W dodatku czułem się taki zmęczony tym czekaniem, coraz bardziej senny… Świtało już za oknami, gdy coś mnie obudziło. Jakaś kobieta w szarym fartuchu potrząsała mnie za ramię. – Panie, obudź się pan, zamykamy na godzinę, sprzątnąć trzeba – patrzyła na mnie niechętnym wzrokiem. – A mój pociąg przyszedł już? – poderwałem się szybko z ławki. – Jaki pociąg, panie? – No ten, do Zakopanego przecież, opóźniony był – potarłem czoło dłonią, myślałem, że głowa zaraz mi pęknie. – A ten to już odszedł – kobieta machnęła ręką. – Ze 2 godziny temu. – A następny? – jęknąłem. – Wieczorem będzie, jak dojedzie, zaspy straszne, całą noc śnieg walił, szkoda gadać – rzuciła i nie zwracając już na mnie uwagi, zabrała się za mycie posadzki. I co ja mogłem zrobić w takiej sytuacji? Tylko jedno. Gdy te procenty wywietrzały mi z głowy, wstyd mi się tak strasznie zrobiło, że strach. „Co ja nawywijałem najlepszego? – kołatało mi się w obolałej czaszce. – Tam pewnie Wikta w domu martwi się o mnie, płacze. Sama w Wigilię siedziała, naszą pierwszą Wigilię… Jak ja jej to mogłem zrobić? Boże, ależ dureń ze mnie! No nic, tylko po łbie mi dać na opamiętanie, a to i tak by jeszcze za mało było…”. Zebrałem się jakoś, trzeba było wracać do domu. Moja góralska krewka natura tym razem cicho siedziała, podkuliłem ogon pod siebie i wróciłem. Cicho zastukałem w drzwi, nie miałem odwagi otworzyć własnymi kluczami. Przygotowałem się na najgorsze, ale Wikta popatrzyła tylko na mnie i otworzyła łazienkę. – Wykąp się i siadamy do stołu – westchnęła. – Nasza kolacja wigilijna czeka – zawahała się jakby i roześmiała się cicho. – Ale to chyba będzie kolacja połączona ze śniadaniem, no nie? – podniosła na mnie oczy. – Głodny chyba musisz być. Przytuliłem ją mocno, bez jednego słowa, byłem jej wdzięczny, że nie nawtykała mi, chociaż miała do tego pełne prawo. Kiedy teraz, pochylony nad maszynką i mięsem na pasztet powiedziałem żonie, jakie wspomnienia mnie napadły, ona tylko machnęła ręką. – Ty lepiej dziękuj Bogu, że te pociągi tak się wtedy opóźniały, i że do domu wróciłeś – zaśmiała się. – Bo jakbyś tak wtedy pojechał, to kto wie, czy dzisiaj byś to mięso na pasztet kręcił, czy w ogóle nasza rodzina by istniała… I w taki to sposób peerelowskie koleje uratowały moje małżeństwo. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
VII. Z ŻYCIA CHOPINA. »Słabszy się czuję, nie mogę komponować, nie tyle dla braku chęci, ile dla fizycznych przeszkód, bo się tłukę co tydzień po innej gałęzi. A cóż mam robić? Zresztą oszczędza mi to trochę grosza na zimę«... Tak brzmiał wyjątek z listu Chopina do Grzymały, z d. 1 października 1848 r., kiedy artysta bawił w Szkocyi, w zamku lorda Stirling. Było to już po szeregu koncertów, z którymi wystąpił w Glasgowie, w Edimburgu i Manchester, a które, powiódłszy się znakomicie, przyniosły mu znaczny dochód. Niestety, były to ostatnie zarobione przezeń pieniądze. Gdy po upływie sześciu miesięcy, w marcu roku 1849, znalazł się z powrotem w Paryżu, gonił już resztkami, a że od chwili, gdy przyjechał, prawie ciągle musiał leżeć w łóżku, niezdolny ani do pracy kompozytorskiej, ani do dawania lekcyj, przyczem wydatki wciąż się zwiększały w miarę rozwijającej się choroby, więc doszło do tego niebawem, iż genialny twórca Mazurów i Polonezów ujrzał się bez grosza... Zaprzyjaźniony z nim serdecznie wiolonczelista Franchomme, na którego głowie spoczywała cała finansowa strona egzystencyi chorego, widząc pustki w kasie, nie znajdował innego sposobu wyjścia z tego krytycznego położenia, tylko naradzić się z gronem najbliższych znajomych i wielbicieli mistrza, co czynić? Należało skądciś dostać pieniędzy, Chopin bowiem, o ile nie wiedział, jak zaradzić temu bankructwu, o tyle denerwował się niem, tak, iż natychmiast czuł się gorzej. Skończyło się na tem, że się udano do panny Stirling, która, jako dawna uczennica Chopina, była tak zagorzałą jego wielbicielką, iż ją nawet posądzano o źle ukrywaną miłość ku niemu... Przed paru laty Chopin dedykował jej prześliczne dwa Nokturny, F-moll i Es-dur, a kiedy na początku roku zeszłego, po wybuchu rewolucyi lutowej, zdecydował się jechać do Anglii, to przyczyniły się do tego w znacznej mierze i namowy ze strony »Szkotek«, jak nazywał pannę Stirling i jej siostrę, panią Erskine. Była to osoba bogata nadzwyczaj, a że kult, jaki żywiła dla Chopina, był wiadomy powszechnie (wiedziano nawet, że Chopina często nudziły jej czułości i zbytnie zajmowanie jego osobą), nie wątpiono przeto, że dowiedziawszy się o kłopotach swego uwielbianego mistrza, nie omieszka mu przyjść z pomocą. Jakoż nie zawiodła pokładanego w niej zaufania: gdy jej powiedziano, jak rzeczy stoją, nie namyślając się ani chwili, ofiarowała franków, wyrażając gotowość ofiarowania więcej, jeśli tego tylko zajdzie potrzeba. O całem tem smutnem zaściu istnieje kilka wersyj, które warto poznać bliżej, bo nietylko opowiadają, jak romantyczną drogą doszły Chopina te pieniądze, lecz równocześnie rzucają ciekawe światło na ówczesny nastrój umysłów, dla nas dziś całkiem prawie niezrozumiały, a wielce dla epoki charakterystyczny. Pani Rubio, jedna z celniejszych uczennic Chopina, opowiadała historyę tę Niecksowi w następujący sposób. Pewnego dnia zjawił się u niej Franchomme, z oświadczeniem, że należy przedsięwziąć jakieś kroki, ażeby wystarać się o pieniądze dla Chopina, o czem dowiedziawszy się ona, zaproponowała poprosić o zasiłek bawiącą właśnie w Paryżu pannę Stirling, przybyłą tu umyślnie dla opiekowania się chorym artystą. Gdy Franchomme uznał pomysł ten za dobry, pani Rubio, jak zapewnia, udała się niezwłocznie do bogatej Szkotki, ta zaś usłyszawszy o kłopotliwem położeniu swego ulubieńca, przeraziła się w najwyższym stopniu, tłómacząc przybyłej, że nie dalej, jak kilka dni temu posłała Chopinowi, nic o tem nie mówiąc nikomu, franków. Posłała je w pakiecie, który dla niepoznania od kogo pochodził, kazała zaadresować w jakimś sklepie, a następnie, opieczętowawszy, poleciła wręczyć artyście. To był fakt; skoro Chopin do tej pory nic nie wiedział, ani wspominał o otrzymanej anonimowej przesyłce, dowodziło to tylko, że pieniądze gdzieś utkwiły po drodze. Ale gdzie?... Przedsięwzięto wszelkie możliwe starania, ażeby odnaleźć przepadłą zgubę, lecz szukano daremnie; pakiet zniknął, jak kamfora. Oczywiście, że to wywołało niemałą konsternacyę wśród przyjaciół Chopina. Gdy sobie łamano głowy, gdzie się pieniądze te podziać mogły, wpadł ktoś na oryginalny pomysł, ażeby zasięgnąć rady u słynnego medyumisty Aleksandra... Autorem tego pomysłu był, według pani Rubio, jakiś literat szkocki, znajomy czy krewny panny Stirling, nazwiska wszakże jego nie zapamiętała... Jakkolwiek niemało dałoby się powiedzieć o tej prawdziwie szkockiej propozycyi, to jednak, ponieważ wyczerpano wszelkie środki, zdecydowano się spróbować jeszcze i tego. A nuż się uda!... Nowoczesny czarownik, zapytany, gdzie szukać rzeczonego pakietu, oświadczył, że paczkę tę wraz z listem oddano żonie portyera, u której znajduje się dotychczas; iż on jednak, ażeby módz cośkolwiek bliższego powiedzieć w tym przedmiocie, koniecznie musi dostać choć kilka włosów z głowy podejrzanej odźwiernej; w przeciwnym razie nie jest w możności dać żadnych dokładnych informacyj. Zadanie było niełatwe, ale nie przedstawiało się znowu jako niemożliwe do spełnienia. Poprostu wypadało uciec się do podstępu!... Jakoż uknuto formalny spisek na głowę odźwiernej, a co najzabawniejsze, iż i Chopin, gdy go wtajemniczono w całą sprawę, nietylko dał się wciągnąć do tego niepowszedniego spisku, ale nawet, po długich naradach, w jaki sposób dałoby się podejść niczego niedomyślającą się kobietę, skoro zadecydowano, że najłatwiej by się dopięło celu, gdyby on był wykonawcą całego zamachu, nie cofnął się przed przyjęciem tej ryzykownej a trudnej roli. Ażeby się z niej godnie wywiązać, artysta poprosił portyerkę, ażeby mu wieczorem umyła nogi, co zresztą zdarzało się jej czynić już niejednokrotnie... Gdy przyszło do tej czynności, Chopin tak poprowadził rozmowę, że jakoś zgadało się o włosach wogóle, a po niejakim czasie o włosach madame la consierge w szczególności. W końcu, prawdopodobnie ku niemałemu zdziwieniu stróżki, artysta wyraził życzenie, że pragnąłby posiadać plecionkę z jej włosów... Madame la consierge, uważając to za jedno z tych dziwacznych zachceń, z któremi tak często spotyka się u ludzi chorych, i nie śmiąc sprzeciwić się podobnemu żądaniu, uczyniła mu zadość, choć pewno sobie pomyślała, że jednak temu panu Chopinowi coś się musiało pomięszać w inteligencyi... Ale nie o to chodziło, co sobie pomyśli pani portyerowa, lecz o jej włosy!... Gdy je zdobyto, zaraz nazazajutrz pospieszono z niemi do Aleksandra, ten zaś, przyjrzawszy się im, orzekł, że pieniądze znajdują się ukryte w zegarze ściennym, wiszącym w mieszkaniu portyera. Otrzymawszy tę informacyę, nie zwłócząc udano się do portyerki, która, zapytana o taki to a taki pakiecik, niedawno przysłany do pana Chopina, w pierwszej chwili zbladła, jak kreda, poczem, wyciągnąwszy z za zegara żądaną kopertę, zaczęła się tłómaczyć, iż ją na razie zapomniała oddać, później zaś, gdy sobie przypomniała o niej, wstydziła się przyznać, że powierzoną sobie rzecz tak długo przetrzymała w swojem mieszkaniu... Gdy rozwinięto pakiet, okazało się, że nie brakło ani franka. Mimo to, wszystkim nasunęło się podejrzenie, że madame la consierge, spodziewając się rychłej śmierci Chopina, a domyślając się, że w paczce są pieniądze, schowała ją umyślnie, ażeby sobie w odpowiedniej chwili przywłaszczyć jej zawartość...« Nieco odmiennie opowiada o przebiegu całej tej sprawy pani Audley w swej francuskiej książce o Chopinie. Według niej rzecz miała się tak: Jednemu z najbardziej zaufanych przyjaciół Chopina (Franchomme'owi) zdarzyło się raz rozmawiać z panną Stirling o kłopotach finansowych twórcy Nokturnów, na co wspaniałomyślna Angielka prosiła go o przyjęcie franków oraz o możliwie delikatny sposób wręczenia ich choremu. Życzeniu jej stało się zadość o tyle, że pieniądze, złożone w papierowej kopercie, oddano odźwiernej Chopina, z poleceniem, by list ten oddała adresatowi. Dla przyjaciół mistrza, współczujących jego przykremu położeniu, było to piękne znalezienie się panny Stirling, jakby promieniem słońca, rozjaśniającym ponure ciemności; szczególniej zaś mógł się z tego cieszyć Franchomme, czuwający nad kasą swego genialnego kolegi. To też nie trudno wyobrazić sobie jego zdziwienie, gdy w kilka dni po tem wszystkiem usłyszał nowe skargi z ust Chopina, który dobierając szczególnie cierpkich wyrażeń, użalał się na swoją nędzę. Franchomme, wiedząc o hojnym zasiłku panny Stirling, nie mógł zrazu wyjść z osłupienia, gdy jednak Chopin wciąż obstawał przy swojem, zaczęło go to w końcu niecierpliwić. Czując, że tu na dnie wszystkiego leży bezwarunkowo jakaś mistyfikacya, rzekł trochę podrażniony już tą rozmową: — Ależ, mój drogi, zdaje mi się, że chyba nie masz powodu troskać się zbytnio o swoją przyszłość. Chodzi tylko o całkowite odzyskanie zdrowia, a tego możesz oczekiwać z całym spokojem, mając pieniądze. — Co? Ja mam pieniądze? wykrzyknął Chopin urażony. Jestem bez grosza! — Jakto? A te franków, któreś otrzymał niedawno? — Dwadzieścia pięć tysięcy franków?!! Gdzież one są? Kto mi je miał przysłać? Nie otrzymałem w tych czasach ani jednego sou. — No, wiesz, tego to już trochę za wiele! Po takiej wymianie zdań, dość nieprzyjemnej dla obu przyjaciół, gdy nareszcie Franchomme opowiedział Chopinowi o owych franków od panny Stirling, i gdy się okazało, że Chopinowi nie dostarczono ostatnimi dniami żadnego listu z pieniędzmi, nie pozostawało nic innego, tylko szukać... Kwota była zbyt znaczna, aby dopuścić jej stratę. Jakoż zabrano się do dzieła. Po zbadaniu wszystkich okoliczności, towarzyszących wysłaniu owego listu z pieniędzmi, jeden fakt nie ulegał najmniejszemu zaprzeczeniu, że zapieczętowane pieniądze oddano odźwiernej, że je miała doręczyć Chopinowi, że ich jednak nie doręczyła. A zatem musiały znajdować się u niej... Chodziło o to tylko, w jaki sposób przekonać się o prawdziwości tego przypuszczenia, by jednocześnie nie obudzić czujności w stronie posądzonej. Ktoś wpadł na pomysł, by zapytać o radę w tym względzie słynnego podówczas w Paryżu medyumisty Alexisa. Ale i tu natrafiono na szkopół: na to bowiem, by z Alexisa coś wydostać, należało go z daną osobą wprowadzić w pośrednią lub bezpośrednią styczność, co w danej sytuacyi nie było wcale łatwem. Lecz zaradzono i temu. Ponieważ chodziło o portyerkę, więc za pomocą zręcznego podstępu wydostano od niej chustkę, którą zwykle nosiła na szyi, i chustkę tę zaniesiono medyumiście. Ten, wziąwszy ją do ręki, odrazu dał żądane objaśnienie, mówiąc, że poszukiwane franków znajdują się za lustrem w mieszkaniu portyera. Po zasiągnięciu tej informacyi, osoba, która list była doręczyła odźwiernej, niezwłocznie udała się do niej, oświadczając, że listu, o którego oddanie Chopinowi prosiła niedawno, artysta nie otrzymał dotąd... Czemu? Na to portyerka wyjęła z za zegara żądaną paczkę, i oddając ją, rzekła z najzimniejszą krwią: — Eh bien, la v' la, vot lettre! Poprostu, zatknąwszy paczkę za zegarem, ażeby ją przy pierwszej sposobności zanieść na górę, zapomniała o niej na śmierć... Gdy wreszcie pieniądze doszły do rąk Chopina, zawahał się z przyjęciem tak znacznej sumy. Według twierdzenia pani Rubio, zatrzymał tylko franków, resztę zaś zwrócił swej hojnej przyjaciółce. Franchomme jednak, który w danym wypadku musiał być z natury rzeczy najlepiej powiadomionym, utrzymuje z całą stanowczością, że Chopin zatrzymał franków, co jest o tyle prawdopodobniejsze, że przy wysokiej stopie, na jakiej wielki pianista żyć był przyzwyczajony, drobna stosunkowo suma franków starczyłaby na bardzo niedługo. Nie należy zapominać, że artysta trzymał obszerne mieszkanie na pierwszem piętrze, że, jakkolwiek chory i często zmuszony leżeć w łóżku, prowadził dom otwarty, przyjmując liczne grono znajomych, że do stołu prawie nigdy nie zasiadał sam, że prócz służącego miał przy sobie od niejakiego czasu »gardmaladę«, że pozostawał pod opieką pierwszych powag lekarskich, że na spacer do lasku Bulońskiego nie wyjeżdżał nigdy inaczej, tylko powozem, i t. d., i t. d. Uwzględniwszy to wszystko, łatwiej się wierzy Franchomme'owi, niż pani Rubio. Kiedy panna Stirling zdecydowała się wesprzeć Chopina franków, to tylko dała tem dowód, że znała doskonale jego potrzeby... Nadmienić wypada, że i co do wielkości ofiarowanej mu sumy nie wszystkie relacye są z sobą w zgodzie. I tak np. Karol Gavard (który wogóle jest jednem z najwiarogodniejszych źródeł odnośnie do Chopina) powiada, że mu ofiarowano nie lecz tylko franków.
książki z kategorii Beletrystyka wszystkie fantasy, science fiction horror klasyka kryminał, sensacja, thriller literatura młodzieżowa literatura obyczajowa, romans literatura piękna powieść historyczna powieść przygodowa Literatura faktu wszystkie biografia, autobiografia, pamiętnik reportaż publicystyka literacka, eseje Literatura popularnonaukowa wszystkie filozofia, etyka językoznawstwo, nauka o literaturze nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.) popularnonaukowa Literatura dziecięca wszystkie literatura dziecięca Komiksy wszystkie komiksy Poezja, dramat, satyra wszystkie poezja utwór dramatyczny (dramat, komedia, tragedia) Pozostałe wszystkie ezoteryka, senniki, horoskopy poradniki czasopisma religia Tagi Najpopularniejsze: Najpopularniejsze: pustka # lem... # miłość # młodość # obecność # podłość # spokój # tessa# woolsey... # wojna # zniana # związek # życie #1984 #rok1984... #629kości... #abba #abramovic #absolut #miłość... #accabadora... #adam #kenji... #addielarue... #adrian... #adrian #sydney... #adrian iwaszkow... #adrian... #aelin #koniec... #agathachristie #agathachristie... #agnieszkasiepiel... #agresja #emocje... #agresja... #aine... Autorzy Najpopularniejsi: Najpopularniejsi: Stephen King Colleen Hoover Camilla Läckberg John Green Éric-Emmanuel Schmitt Fiodor Dostojewski Stanisław Lem Sarah J. Maas Małgorzata Musierowicz Olga Tokarczuk Dmitry Glukhovsky Ryszard Kapuściński Veronica Roth Jennifer L. Armentrout Anne Rice Cykle Najpopularniejsze: Najpopularniejsze: Biblioteka Poezji Współczesnej Pustka Sortuj: Było mi obojętnie i bardzo pusto - tak musi być w oku cyklonu. Absolutna cisza w samym środku szalejącego żywiołu. Dodał/a: tyberiusz W życiu człowieka bywają chwile, kiedy nie wie, co ze sobą zrobić i dokąd pójść, a cała przyszłość wydaje się być jedynie czarną pustką. I bynajmniej nie interesuje cię, co w tej pustce znajdziesz. Dodał/a: Ewelina Kwaśniewska Tęsknię za tą dziewczyną, którą byłam przy niej, tęsknię za tymi wszystkimi ludźmi, którymi byliśmy. Już nigdy nimi nie będziemy. Ona zabrała ich wszystkich ze sobą. Dodał/a: atramentovva Jestem sam, przepełnia mnie straszliwa pustka, tęsknota i lęk. Cały pokój wypełniają moje myśli. Nic poza mną i moimi myślami, moimi lękami. Mógłbym wyobrazić sobie najbardziej niestworzone historie, mógłbym tańczyć, pluć, stroić miny, przeklinać, zawodzić - nikt by się o tym nie dowiedział, nikt nie usłyszałby tego. Myśl o takiej absolutnej prywatności mogłaby mnie doprowadzić do szaleństwa. To tak jak udany poród, wszystkie więzy odcięte. Jesteś odseparowany, nagi, samotny. Błogosławieństwo połączone z agonią. Masz mnóstwo czasu. Każda sekunda przytłacza się jak góra. Toniesz w niej. Pustynie, morza, jeziora, oceany. Zegar wybija godziny jak rzeźnicki topór. Nicość. Świat. Ja i nie ja. Oomaharumooma. Wszystko musi mieć nazwę. Wszystkiego trzeba się nauczyć, doświadczyć, wszystko trzeba sprawdzić. Faites comme chez vous, cheri. Dodał/a: tyberiusz Tęsknię za sobą, kiedy nie znałam bólu. Tęsknię za pustką, w której nie znałam miłości. Tęsknię za czasem, kiedy mogłam powiedzieć, że jeszcze nigdy nie tęskniłam. Dodał/a: Melisa Kuzniar Najbardziej bezlitosną rzeczą na świecie jest miłość. Kiedy jej zabraknie, pustki, która po niej zostaje, nic nie może wypełnić, nawet wspomnienia. Dodał/a: Kasia Zawsze jak się skończymy kochać, bierze mnie coś takiego smutnego. Jakbym miała w środku pusto i uderzona mogła wydać tylko dudniący, matowy dźwięk. Jakby wiał przeze mnie wiatr! Gdy mnie bierzesz, czuję się taka pełna, silna, żywa, a gdy jest po wszystkim, znów ogarnia mnie ta dojmująca samotność. Wiem, że znowu jesteśmy dwiema obcymi jednostkami, że połączenie jest niemożliwe, że człowiek jest samotny w sobie na zawsze... Dodał/a: iBellae Ta pustka. Nie da się jej opisać. Tylko jej następstwa. Uczepienie się mojego kretyńskiego życia. Bezsilność. Pragnienie przeszłości. Zacząć wszystko od nowa, uniknąć błędów, jakich błędów? Skazany na pustkę? To jest mi pisane. Przeznaczenie. I wszystkie te bzdury. Najmniejszy ruch jest trudny. Oczy wbite w ziemię. Obojętność na wszystko. Dodał/a: konto usunięte Czuję pustkę, jakby nic nie było przede mną i poza mną. Nie rozumiem swego JA. Dodał/a: asiaa77 Serca znikną, a gwiazdy za nimi, jedno jest złamane, jedno świeci pustkami. Dodał/a: Magda Poprzednie 1 2 3 4 5 6 ... 34 35 Następne Popularne artykuły
pustki tyle z życia tekst